Tylko dla grzeszników
(Spowiedź albo Wyznanie grzechów)
Grzech mój wyznałem Tobie
i nie ukryłem mej winy.
Rzekłem: „Wyznaję nieprawość moją wobec Pana”,
a Ty darowałeś winę mego grzechu. (z Psalmu 32)
W naszych rozważaniach o sakramencie pokuty doszliśmy wreszcie do spowiedzi. Dla wielu z nas (chyba zwłaszcza dla mężczyzn i dla ludzi młodych) wyznanie win jest trudne, upokarzające. Niektórzy mówią, że spowiedź zniechęca ich do Kościoła, do nawrócenia. Czy nie można swoich spraw z Panem Bogiem załatwić samemu? Czy muszę się wewnętrznie obnażać przed księdzem, który – tak samo jak ja – jest zwykłym człowiekiem? A czy Bóg, który wszystko wie, nie zna moich grzechów? Po co więc je głośno powtarzać? Spróbujmy odpowiedzieć na to, bądź co bądź, całkiem zasadnicze pytanie. Sięgnijmy do przypowieści o marnotrawnym synu. Znajdujemy w niej wyznanie win: ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie… Te proste słowa skruchy nie były dla ojca żadną nową informacją. Ale były bardzo ważne – to było wypowiedzenie przez syna żalu i uznanie swej winy! I nasze wyznanie grzechów na spowiedzi nie jest informowaniem Pana Boga (przecież On zna moje grzechy lepiej niż ja sam) ani księdza (bo nie jest tego wcale ciekaw), ale jest wypowiedzeniem żalu i skruchy. Że to ważny etap na drodze powrotu do Boga, Jezus uczy nas w przypowieści. A co do „ludzkiego pośrednictwa kapłana” – czyż Jezus go nie zamierzył ustanawiając Kościół? Nie czekam, aby Bóg prywatnie mi się objawił, skoro Chrystus posłał apostołów, by głosili Ewangelię; nie ochrzciłem się sam; dlaczego miałbym sam siebie spowiadać i rozgrzeszać? Jeszcze jedna mała uwaga: wypowiedzenie swych win („wyrzucenie z siebie” tego ciężaru) jest także zwykłą ludzką potrzebą, głęboko w nas zakorzenioną. Wszędzie tam, gdzie praktyka spowiedzi zanika, psychoterapeuci mają ręce pełne roboty…
Proponuję takie, płynące z wiary, spojrzenie: kapłan-spowiednik to „narzędzie w ręku Boga”, szafarz Bożego przebaczenia, ale jednocześnie zwykły człowiek, który ma swoje osobiste doświadczenie grzechu, zmagania się ze słabością i nawrócenia. Mogę liczyć na jego pomoc, roztropną i praktyczną radę. Liczę na wysłuchanie, cierpliwość i zrozumienie. Nie pragnę pobłażliwości ani fałszywej pociechy. Dlatego z wiarą przystępuję do spowiedzi i klękam przy kratce konfesjonału.
Jak się spowiadać? Najlepiej w miarę krótko i konkretnie mówić to, co trzeba czyli grzechy (swoje, a nie cudze!), wyjaśniając to co konieczne, bez popadania w erudycję. Czy trzeba kurczowo trzymać się formuł? Do ważności spowiedzi nie jest to konieczne, warto jednak pamiętać, że liturgia sakramentu to nie prywatna rozmowa. Zresztą sakramentalne formuły krótko i zwięźle ujmują to wszystko, co istotne i konieczne – dlatego warto je stosować.
„Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” – to pozdrowienie uświadamia nam obecność i działanie Boga w sakramencie. Podajemy czas ostatniej spowiedzi, czy otrzymaliśmy rozgrzeszenie, czy odprawiliśmy pokutę. Dobrze jest określić swoją życiową sytuację, np. jestem kawalerem, lat 23…, jestem żoną i matką trzech dorosłych dzieci… To ułatwia księdzu zrozumienie penitenta i dostosowanie nauki. Następnie wyznajemy grzechy popełnione od ostatniej dobrej spowiedzi (także jeśli o czymś poprzednio zapomnieliśmy lub jakiś grzech został zatajony). Gdy mamy wątpliwości, czy daną rzecz trzeba powiedzieć – zawsze mówmy (bo wątpliwości wrócą po spowiedzi ze zdwojoną siłą). Wyznanie grzechów kończymy słowami: „Więcej grzechów nie pamiętam, za wszystkie żałuję, postanawiam poprawę, a ciebie, ojcze, proszę o pokutę i rozgrzeszenie.” Jeśli w nauce danej przez spowiednika czegoś nie rozumiemy, warto pytać i prosić o wyjaśnienie; gdyby zadana pokuta była niemożliwa do spełnienia, trzeba to powiedzieć. Gdy kapłan udziela rozgrzeszenia i wypowiada sakramentalną formułę
„Bóg, Ojciec miłosierdzia,
który pojednał świat ze sobą
przez śmierć i zmartwychwstanie swojego Syna,
i zesłał Ducha Świętego na odpuszczenie grzechów,
niech ci udzieli przebaczenia i pokoju
przez posługę Kościoła.
I ja odpuszczam tobie grzechy
w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.”
– okazujemy żal uderzając się w piersi i mówiąc „Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu.” Jeśli na zakończenie kapłan wypowiada słowa: „Wysławiajmy Pana, bo jest dobry”, odpowiedzmy: „Bo Jego miłosierdzie trwa na wieki.”
Po zakończonej spowiedzi nie wychodźmy od razu z kościoła – teraz jest czas na dziękczynienie Bogu za Jego miłosierdzie i na prośbę o wytrwanie w Jego łasce. Nasze nawrócenie wcale się nie skończyło! To dopiero początek – taki przystanek na drodze życia. Życia z Jezusem!
Dokończenie naszych rozważań o spowiedzi – w kolejnym odcinku. Zapraszam!